Z systemem Linux mam do czynienia niemal codziennie od kilkunastu lat. Jednak aż do zeszłego roku zawsze służył on jako serwer i świetnie się w tym sprawdzał.
W grudniu zeszłego roku zainstalowałem na desktopie obok Windowsa – Ubuntu. Najpierw z Gnome, a po miesiącu zamieniłem go na KDE.
Początki były dość trudne ze względu na problemy ze sterownikami. Karta dźwiękowa szalała. Raz działała, raz nie a czasami tylko przez godzinę kończąc swoją pracę piskiem. Ostatecznie w Linuksie korzystam z karty wbudowanej w płytę główną. Sound Blaster Omni Surround 5.1 nie jest dla Linuksa i trzeba się z tym pogodzić.
Przyzwyczaiłem się do tego, że wiele rzeczy robi się inaczej niż w Windowsie, ale jedno rozwiązanie nie daje mi spokoju. Są to okna otwarcia i zapisu pliku. Ich funkcjonalność jest ograniczona do kompletnego minimum, znacznie wydłużając dotychczas proste czynności np. w Gnome nie zmienisz nazwy pliku podczas zapisu. Chciałbyś poprzednią wersję dokumentu zapisać z dopiskiem “kopia”? Uruchom specjalnie Dolphina czy konsolę, poszukaj pliku na dysku i zmień jego nazwę. W KDE jest odrobinę lepiej. Można wejść we właściwości pliku i tam wprowadzić nową nazwę. Ma to się jednak nijak do windowsowego klawisza F2, podania nazwy i akceptacji Enterem.
Kolejny przykład – Gimp. Mogłoby się wydawać, że przeglądanie zdjęć z aparatu w formie miniatur to standardowa funkcja, a wręcz konieczność. Nic bardziej mylnego. W gimpie widzisz tylko nazwy plików i jedno małe okienko na podgląd zaznaczonego zdjęcia, które domyślnie nie pokazuje podglądu dla plików większych niż 2 MB. W czasach, gdy rozmiar zdjęcia prosto z aparatu potrafi zajmować sporo ponad 10 MB. Na szczęście ten limit można w ustawieniach zmienić. Co ciekawe w Internecie pojawiało się wiele propozycji odnośnie miniatur i zawsze zostały odrzucane z argumentacją, że gimp to program graficzny a nie przeglądarka zdjęć. Dzięki Bogu Adobe myśli inaczej i bardziej się wsłuchuje w głos użytkowników. Co do przeglądarek zdjęć też nie jest zbyt ciekawie, bo większość tylko przegląda zdjęcia a o możliwościach dziadka IrfanView jak np. przetwarzanie wsadowe można pomarzyć.
W kwestii okien dialogowych Otwórz/Zapisz podobnie jak w przypadku Gimpa pojawia się argumentacja, że one służą do wyboru pliku, a nie zarządzania danymi na dysku. Czy te osoby jeżdżą samochodami bez radia i ogrzewania? W końcu samochód ma jeździć a nie grać.
Trochę ponarzekałem, ale mimo tych wad nie mam zamiaru rezygnować z Ubuntu. Po cichu jednak liczę, że wspomniane problemy ktoś kiedyś rozwiąże.